HomeRynek outdoor

Koronakryzys: Arkadiusz Majewski – ulżyło mi…

„Mam nadzieję, że w swoich osądach się mylę. Możecie się nawet śmiać. Może za miesiąc, dwa pośmiejemy się razem, bo mam nadzieję, że jeszcze umiem się śmiać z siebie. I przepraszam za język” – zastrzega się na wstępie Arkadiusz Majewski (Red Bird), którego poprosiliśmy o skomentowanie obecnej sytuacji. Nasze prośby ostatecznie pokonały opór. I dobrze, bo to kolejny ważny głos opisujący obecną sytuację. Autor niniejszego tekstu przedstawia swoje opinie, podkreślając równocześnie: „każdy ma swój osąd rzeczywistości, nie oceniajcie, nie komentujcie – nie chcę polemiki”.

***

Mnie ulżyło. Od jakiś dwóch lat jestem sfrustrowany, zestresowany, w ciągłym biegu. Ile można pracować? Ile wzrostów można realizować z roku na rok? Nie swoich własnych, ale tych oczekiwanych przez dostawców. Więcej i więcej. Bez wglądu na tutejszą rzeczywistość, której nikt nie zrozumie, nawet jeśli od czasu do czasu odwiedzi służbowo Polskę. 38 milionów mieszkańców, piękne galerie handlowe, co rusz powstają nowe, nic tylko sprzedawać. Ile można żreć, kupować nowych gadżetów, co roku najnowszy model telefonu, nowy model butów, kurtki. Po jaką ch… co roku nowe modele plecaków? Czy nastąpił taki przełom w technologii, że ten z ubiegłego jest zły? Elon Musk bawi się w projekt Mars, chociaż za pieniądze wydane na ten projekt można by zlikwidować głód na świecie.

Arek Majewski – autoportret wykonany na początku koronakryzysu

Otóż, najbardziej doskwierało mi pytanie kiedy i jak to jeb…e. Teraz jestem już spokojny.

Jeśli ktoś myśli, że obecna sytuacja choć trochę przypomina tę z 2008 r. to sądzę, że się myli. Spójrzmy szerzej w dużym skrócie. Hegemonia dolara się chwieje. Wyrastają nowe potęgi gospodarcze takie jak Chiny, Brazylia, Indie. Rosji i Stanom Zjednoczonym trudno się z tym pogodzić. Zachwiano równowagę polityczną na Bliskim Wschodzie. Setki tysięcy imigrantów ruszyło do Europy, bo wydaje im się ona przystanią dobrobytu i dodatków socjalnych. Można próbować zaprzeczać, ale zmiany klimatu są już widoczne. Zasoby naturalne coraz bardziej ograniczone, liczba ludności wzrasta. Po 2008 r. rządy zadłużają się na potęgę, stają się coraz bardziej zależne od banków centralnych, a te od Banku Światowego. Po świecie krąży więcej wirtualnego pieniądza w postaci zapisów elektronicznych niż dóbr, które przez te pieniądze mogłyby być reprezentowane.

Obecna sytuacja to już nie jest efekt domina w wyizolowanym obszarze jakim jest system finansowy. Tutaj zostały porozrzucane wszystkie kostki domina.

¾ świata żywi się „lajkami”. Ludzie już nic nie czytają, tylko przewijają obrazki. Za post na Insta, jedno zdjęcie, kilkanaście tysięcy złotych. A potem klienci szybciutko do sklepu, po tę nową bluzeczkę, co za kilka miesięcy już nie jest nowa. Nie przeszkadza mi, że ktoś za tę usługę płaci. Jak go stać, proszę bardzo. Ale konsumpcja na niespotykaną skalę już budzi we mnie trwogę.

Druga sprawa to sytuacja w Polsce. Jeśli ktoś uważa, że obecna władza to zwykłe ugrupowanie polityczne, które zmienimy w kolejnych wyborach to także sądzę, że jest w błędzie. Tu chodzi o ideologię. O to czy Polska będzie laicka czy katolicka. Inteligencka czy robotnicza. Demokratyczna czy totalitarna. JK już w 2016 deklarował, że gospodarka jest na dalszym miejscu. On prze do swojej wizji kraju. Pamiętajcie, że jesteście/jesteśmy lemingami. A teraz już lewackimi lemingami. Więc im dłużej będzie nam trzymał łeb pod wodą tym łatwiej zrezygnujemy ze swoich wolności i praw. W zamian za miskę ryżu.

Kogo obchodzi branża outdoor? Kogo obchodzą miejsca pracy? To jest doktryna wojenna. Straty są wliczone w koszty. A że nikt nie strzela? Kto powiedział, że trzecia woja światowa ma być na karabiny. Wystarczy, że będzie na informacje. W książce „Pachnidło” jest taki cytat ”kto ma władzę nad zapachami, ma władzę nad sercami ludzi”. A ja uważam, że kto ma władzę nad informacją, ma władzę nad ich umysłami. My przedsiębiorcy po trzech dniach kwarantanny mamy już plan. A rząd nie. Bo rząd (ten rząd) nie jest od tego, żeby Wam pomóc. Tylko od tego, żebyśmy się bardziej bali. Bo wtedy, jak już spłynie na nas jego łaska, kolejna część z nas odda plasterek swojej wolności. Oczywiście może być i tak, że tam naprawdę nie ma nikogo kto potrafi podejmować jakiekolwiek rozsądne decyzje. Nie wiem co jest straszniejsze.

Od kiedy prowadzę firmę (2001 r.) na wstępie każdej rozmowy o pracę zadaję tylko dwa pytania: „Proszę policzyć VAT od ceny brutto, lub dodać VAT do ceny netto” oraz „proszę policzyć marżę 20% od ceny zakupu 10zł). Zgadnijcie ile osób odpowiada poprawnie na te dwa pytania. A u Was? Jeszcze dwa tygodnie temu ¾ kandydatów odwoływało spotkania rekrutacyjne. Czasem nawet nie informując, a czasem: „4 tys na rękę? A nie, to ja się jeszcze zastanowię… a trzeba coś robić?”.

Więc jestem znów spokojny.

Moje prywatne potrzeby materialne już dawno zaspokoiłem. Jedyne zakupy wymusza generowanie ekstra kosztów, aby móc je odliczyć. Bo taki mamy system podatkowy, a nie takie jak w Estonii. Jeśli ktoś wymyślił tego wirusa to szczerze go podziwiam (bojąc się oczywiście jednocześnie). Majstersztyk. Taki „hard reset” dla całego świata. A jeśli to czysty przypadek to wyciągnijmy z tego wnioski. Dopóki wartość życia będziemy mierzyć walutą i ilością subów [subskrybentów np. na YouTubie – red.], a nie czystym powietrzem i ilością wolnego czasu dla najbliższych, tak długo będziemy się bać. Im więcej masz tym bardziej się boisz.

„Dopóki wartość życia będziemy mierzyć walutą i ilością subów, a nie czystym powietrzem i ilością wolnego czasu dla najbliższych, tak długo będziemy się bać. Im więcej masz tym bardziej się boisz” (fot. MG/4outdoor.pl)

Pytacie o solidarność.

Tej solidarności nie było w branży nawet w świetnych czasach. Nawet nie mamy targów w Polsce. Rozmawialiśmy kiedyś o nowej formule takich branżowych spotkań połączonych z prezentacjami dla klientów. Robią je na własną rękę poszczególne sklepy czy firmy.

Gra była o sumie zerowej. Jeden sklep konkurencji mniej, to wygrana innych. Skąd się wzięła wojna na ceny? Z chęci wyeliminowania najsłabszych sklepów. Przecież nie z chęci niesienia im pomocy. Pomyślmy ile zasobów finansowych miałyby sklepy, gdyby korzystały z marży jaką mają w cennikach. Ale system, w którym funkcjonujemy, i o którym pisał Piotr Czmoch wymusza na wszystkich nieustanną rotację zapasów. A jak nie grasz w tę grę to wypadasz z niej.

Na razie szczęśliwie od swoich dostawców słyszę tylko pytania o zdrowie. Nie o tabelkę w excelu. Tylko jeden z nich wystawił nam już fakturę za towar, którego nawet nie odebraliśmy. Taaaa. I tu poznamy solidarność takich łańcuchów dostaw. Czy ktoś oczekuje solidarności ode mnie? Ja mam małą firmę w porównaniu do większości sklepów. Część zarzuca mi, że jako dystrybutor prowadzimy sprzedaż we własnych sklepach. Tak, bo pamiętam jak w 2008 r. większość sklepów zrezygnowała z zamówionego towaru rozkładając ręce. Nie mam żalu. Wyciągam wnioski. Mam nadzieję, że ta własna sprzedaż uratuje nam jakieś miejsce pracy. Zresztą ja już jestem spokojny. W swoich planach awaryjnych A,B,C zaraz dojdę do literki Z. Nic już nie będzie do zrobienia.

Jeszcze nie wszyscy to dostrzegają. Dobiegła mnie dziś informacja, że niektórzy z naszych klientów mają się dobrze. Sprzedają sprzęt sportowy do użycia w domu. Stoły do pingponga, bieżnie etc. Widać w społeczeństwie nadal niektórzy mają wybór czy będą dziś pić kawę z mlekiem sojowym czy normalnym. A jutro najwyżej bez. Na tyle starcza im wyobraźni. Bo o wiedzy nie wspomnę. Państwo ma, Państwo da. A ja kupiłem na wieś kuchnie węglową…

W nas przedsiębiorcach balon strachu rośnie z dnia na dzień.

Czekam kiedy pęknie. Bo na razie jeszcze to tylko my wypełniamy rolę Państwa. Zrzucamy się na WOŚP, na maseczki, na respiratory, dowozimy jedzenie. Mam nadzieję, że za chwilę balon pęknie. Skoro już Państwo zatrzymało nasze firmy to mamy teraz czas. Porzućmy marzenia o tegorocznych wakacjach. Skoro zafundowano nam „strajk generalny” wykorzystajmy to. Spotkajmy się na ulicy pod Sejmem (ogrodzonym policją już od roku). Albo zmienimy ten kraj, albo zostaniemy niewolnikami nie tylko jednej partii, ale setek instytucji, z których każda ma na Waszą firmę haka: RODO, BDO, ZUS, PIH, PIP. Kiedy zapomnicie zapłacić składkę to każdy urzędnik ma Wasz numer telefonu, adres e-mail i adres. Ale kiedy wchodzi istotny dla Was przepis, nikt Was nie informuje, że cokolwiek się zmieniło. Nie przestrzegasz? Jeb. Kara. Nie pouczenie. Mandat. Za brak wpisu do CRBERE (Centralny Rejestr Rzeczywistych Beneficjentów) milion złotych kary! Jak długo jeszcze będziemy to znosić? Byle tylko na spacer zabrać ze sobą opony. Bo pod sądami też staliśmy i nie zmieniło to naszej rzeczywistości. To przedziwne, że jako przedsiębiorcy umiemy tyle ryzykować, ale kiedy chodzi o protesty to bije nas na głowę byle rolnik czy górnik. Zakładamy, że polski przedsiębiorca jest jak lotnik? Jak trzeba to poleci na drzwiach od stodoły?

No cóż. To tyle. Sądzę, że za moment znajdziemy się w latach 70. ubiegłego wieku. Ale trzymajcie kciuki. Może będzie okazja ten mój strach wyśmiać. Ja idę pooglądać z córką „Psi patrol”. A potem coś razem porobimy. Już drugi raz nie będzie dzieckiem. Nie chcę tego spierd…ć.

Arkadiusz Majewski

KOMENTARZE

WORDPRESS: 2
  • comment-avatar
    śmieszne 4 lata ago

    „Skąd się wzięła wojna na ceny? Z chęci wyeliminowania najsłabszych sklepów. Przecież nie z chęci niesienia im pomocy. Pomyślmy ile zasobów finansowych miałyby sklepy, gdyby korzystały z marży jaką mają w cennikach. Ale system, w którym funkcjonujemy, i o którym pisał Piotr Czmoch wymusza na wszystkich nieustanną rotację zapasów”

    A kto, jakie ta wspomniana persona nie ma marży na produktach? Zarówno tych, które ma w sprzedaży wyłącznie detalicznej jak i w tych co sama dystrybuuje? Wchodzi nowy produkt z bieżącej kolekcji i od raz cena 20-30% do dołu.
    Też mi wzór do naśladowania.

  • comment-avatar
    Piotr Czmoch 4 lata ago

    Jedno się nie zmieniło nadal, a nastroje sprzyjają refleksji – zamiast merytorycznych argumentów, personalne przysrywanie osób, które boją się podpisać własnym nazwiskiem. I o ile mogę to zrozumieć na Onecie, to na stronie branżowej… Nie przystoi. Ale do rzeczy:: W sumie, to czy się napisze w komentarzu 20 czy 30%, co to za różnica. Pomiędzy 20 a 30 jest tylko 50% różnicy. Komentarz przyjąłby również 40 czy 50%. W każdym razie doszło przecież w tej wojnie cenowej do tego, że jak nie ma rabatu, to się nie sprzeda. Bo klient chce kupić rabat.
    PS. Świetny tekst!
    PS2. Nie będę kontynuował dyskusji z anonimami.