Projekt TAURON Bachleda Ski, pomimo że jest wspólną inicjatywą Andrzeja Bachledy-Curusia i TAURON Polska Energia S.A. nie mógłby istnieć bez wsparcia Polskiego Związku Narciarskiego. W rozmowie z nami jego prezes, Apoloniusz Tajner, zwraca uwagę na to co jest najważniejsze dla młodych zawodników i samego projektu.
Piotr Gnalicki (Snow PR): Wiemy, że z narciarstwem związany jest Pan od wielu lat. Jakie były początki Pańskiej przygody z narciarstwem? Czy udało się Panu spróbować każdej odmiany tego sportu?
Apoloniusz Tajner: Pochodzę z rodziny o silnych narciarskich tradycjach, mój ojciec był skoczkiem narciarskim i alpejczykiem, dwukrotnie wystąpił na Igrzyskach Olimpijskich, by później zostać trenerem. Sam zetknąłem się ze wszystkimi dyscyplinami narciarskimi – z powodzeniem uprawiałem skoki, kombinację norweską a także startowałem w zawodach alpejskich, tu jednak były to wyłącznie lokalne, okręgowe zawody. Niemniej jednak nauczyłem się dobrze jeździć na nartach, co także pomagało w skokach.
Czy nadal prywatnie uprawia Pan jakieś narciarskie dyscypliny i czy można Pana spotkać na stokach?
Od kilku lat moje obowiązki niestety nie pozwalają mi regularnie jeździć na nartach. Obecnie w sezonie zimowym moją rolą jest uczestnictwo w wielu imprezach sportowych, zwykle brakuje jednak czasu aby zabrać ze sobą sprzęt, za to jak się kończy sezon to już nie ma śniegu. Natomiast podczas swojej pracy trenerskiej bardzo dużo biegałem i jeździłem na nartach. Prowadząc polską kadrę skoczków co roku na początku sezonu zabierałem chłopaków na lodowiec Hintertux do Austrii, gdzie wspólna jazda na nartach była elementem treningu.
Od ostatnich wielkich sukcesów Andrzeja Bachledy – Curusia i polskiego narciarstwa alpejskiego minęło niemal 40 lat a Adam Małysz ubiegłej zimy zakończył karierę. Czy można się spodziewać otwarcia nowego rozdziału w polskim narciarstwie i odnowienia najpopularniejszej zimowej dycypliny jaką niewątpliwie jest narciarstwo alpejskie? Czy nie byłoby wspaniale do doskonałych wyników narciarzy klasycznych dołożyć sukcesy alpejczyków?
Zdecydowanie tak. Aktualnie jesteśmy mocno skupieni na dyscyplinach klasycznych, takich jak biegi i skoki narciarskie oraz kombinacja norweska, podczas gdy narciarstwo alpejskie rzeczywiście nieco kuleje. Od czasu Andrzeja Bachledy – Curusia czy sióstr Tlałek nie było poważniejszych sukcesów, chociaż w ostatnich latach Katarzyna Karasińska wchodziła nawet do czołowej dwudziestki Pucharu Świata w slalomie i to były naprawdę dobre wyniki. Mamy też kilka innych dziewczyn, które stać na dobre rezultaty, być może nadchodzący sezon będzie przełomowy. Jeżeli znajdą się w czołowej trzydziestce, to stałyby się widoczne i łatwiej im będzie „przepychać się” do przodu niż atakować z tylnych pozycji startowych.
Jeżeli chodzi o narciarstwo alpejskie, to trudność polega na tym, że właściwie od wiosny do jesieni trzeba szkolić się na lodowcach. Zimą przychodzi już czas wyłącznie na starty, właściwie w każdy weekend są zawody, narciarze są więc w ciągłej podróży przemieszczając się z miejsca na miejsce. Dlatego program młodzieżowy podobny do tego jaki mamy w skokach czy w biegach narciarskich daje szansę na wyłonienie tych kilku najzdolniejszych, którzy będą walczyć o znalezienie się wczołowej światowej trzydziestce Pucharu Świata. To jednak są już kolejne lata, wtedy naszą rolą jako PZN jest przejęcie takich zawodników i stworzenie im odpowiednich warunków do rywalizowania z najlepszymi.
Co sądzi Pan o inicjatywie Andrzeja Bachledy – Curusia i stworzeniu przez niego projektu szkoleniowego dla młodych alpejczyków?
Inicjatywa Andrzeja Bachledy-Curusia jest bardzo cenna. Co prawda mamy trzy ligi narciarskie – śląską, małopolską i podkarpacką, ale są to raczej ligi funkcjonujące w sferze narciarstwa powszechnego, przeznaczone dla ambitnych amatorów. Natomiast Andrzej stworzył projekt, który zahacza już o młodzieżowy sport wyczynowy. Do zadań projektu należy wyłonienie i stworzenie warunków dla tych najlepszych. Jest to niezmiernie ważne pod kątem sportu wyczynowego, aby znów pobudzić konkurencje alpejskie – w końcu z nich wywodzą się nie tylko zawodnicy ścigający się na slalomach, ale także ci uprawiający freeskiing – najmłodszą, freestyle’ową odmianę narciarstwa. W niej również niezmiernie ważne jest by przejść pewną drogę w narciarstwie alpejskim, bo to daje doskonałe podstawy do nowych dyscyplin włączonych ostatnio do programu zimowych Igrzysk – narciarskiego halfpipe’u oraz slopestyle’u.
Na jakich płaszczyznach przebiega współpraca pomiędzy Polskim Związkiem Narciarskim a Andrzejem Bachledą-Curusiem?
Polski Związek Narciarski wspiera wysiłki Andrzeja Bachledy-Curusia, chociaż narazie nie przyjęło to formy oficjalnej umowy. Mimo to, nie możemy przechodzić obojętnie obok rodzącej się, ważnej i obiecującej inicjatywy – program niewątpliwie wymaga rozszerzenia. Powinniśmy wnikliwie obserwować ligi młodzieżowe, wyławiać z nich najlepszych i w oparciu o projekt TAURON Bachleda Ski stworzyć współzawodnictwo funkcjonujące w jego ramach, podobnie jak funkcjonuje to w działających programach „Lotos Cup” (skoki narciarskie) czy „Bieg na Igrzyska” (biegi narciarskie). Duch współzawodnictwa mocno pobudza młodych ludzi – realizowanie tej idei pomału udaje się wprowadzić w życie Andrzejowi. To co udało się przeprowadzić minionej zimy powinno stanowić pewien zalążek, liczę na to, że w nadchodzącym sezonie przy współpracy TAURON Polska Energia S.A. dalej będziemy budować program rozwoju konkurencji alpejskich. Warto podkreślić także, że projekt TAURON Bachleda Ski objął w tym roku patronat nad cyklem Mistrzostw Polski Amatorów oraz Mistrzostwami Polski Seniorów w narciarstwie alpejskim – imprezy te otrzymały wsparcie mimo faktu, że brak znaczących sukcesów w konkurencjach zjazdowych powoduje trudności w otrzymaniu dofinansowania sponsorskiego.
Gdzie widzi Pan podobieństwa do innych programów wspierania dyscyplin narciarskich i jakie dobre, sprawdzone tam praktyki można zastosować w projekcie TAURON Bachleda Ski?
Projekt TAURON Bachleda Ski funkcjonuje w specyficzny sposób, nieco odmienny od programów już działających w sferze skoków i biegów narciarskich. Bazuje on na dość wąskiej grupie dzieciaków zrzeszonych w klubach. Gdyby udało się wyjść z ideą tego projektu do większej liczby młodych narciarzy, działania aktywizujące objęłyby wszystkie narciarskie dyscypliny, w tym roku bowiem uruchomiliśmy także program wspierający młodych zawodników pragnących rywalizować w kombinacji norweskiej. Jednak to zależy od możliwości jakie ma Andrzej Bachleda – Curuś i od sponsora. Polski Związek Narciarski mógłby wystąpić tu jako trzecia strona umowy. Wtedy moglibyśmy zawody dotąd organizowane raczej lokalnie w ramach projektu TAURON Bachleda Ski, przenieść na arenę ogólnopolską. Należałoby się liczyć z dużą liczbą zawodników, jednak to właśnie popularność tej dyscypliny stanowi jej największy atut, w końcu w Polsce chętnych do jazdy na nartach jest znacznie więcej niż do skakania.
Ile lat powinien funkcjonować projekt taki jak TAURON Bachleda Ski by można było powiedzieć, że spełnia on swoją rolę i wychowuje przyszłych mistrzów?
Niestety nie dzieje się to z dnia na dzień i trochę czasu potrzeba. Zawodnicy między 10 a 14-tym rokiem życia nie są jeszcze objęci opieką PZN i centralnym szkoleniem, na tym etapie zadanie to spoczywa na uczniowskich klubach sportowych a finansowane jest z budżetów lokalnych samorządów. Żeby zawodnik w wieku 17 – 20 lat miał szansę na pierwsze poważne sukcesy sportowe, to program wsparcia dyscypliny musi funkcjonować co najmniej 6 do 8 lat. W takim przypadku jest duża szansa aby zawodnik po 20-tym roku życia nawiązywał walkę na najwyższym poziomie – mówię tu oczywiście o wejściu do 30-tki Pucharu Świata, bo to jest najlepszy wyznacznik. Niestety 2 lub 3 lata istnienia programu to jeszcze trochę za krótko, ryzykowalibyśmy, że nie poprowadzone dalej ewentualne talenty mogłyby się gdzieś „rozpłynąć”.
Czy za granicą istnieją podobne, sprawdzone projekty wspierające młodych utalentowanych zawodników i z których doświadczeń można by czerpać wiedzę?
Osobiście nie zetknąłem się z takimi programami, ten który wdrożyliśmy w skokach narciarskich jest przedsięwzięciem dość unikalnym. Wynika to jednak z pewnych uwarunkowań geograficznych. W krajach śnieżnych takich jak kraje skandynawskie czy krajach górzystych jak Austria, praktycznie w każdej miejscowości i dolinie jest jakiś klub narciarski. Na tym podstawowym etapie nie ma tam więc potrzeby tworzenia jakiegoś programu, dzieci i młodzież niejako naturalnie stykają się z uprawianiem narciarstwa. W Polsce łatwy dostęp do stoków narciarskich ma tylko część młodzieży, natomiast jeżeli chce ona rozpocząć przygodę ze sportem wyczynowym, to z czasem stoki te muszą być coraz dłuższe i ostrzejsze.
Programy takie jak te wdrażane w polskim narciarstwie to nasza mocna strona i dzięki nim jesteśmy w stanie się bronić. Po sukcesach Adama Małysza i Justyny Kowalczyk popularność ich dyscyplin zanotowała szybki wzrost, nadal jednak potrzebny nam jest sukces w dyscyplinach alpejskich w kadrach seniorskich aby przyciągnąć do nich większą ilość młodych ludzi.
W konkurencjach alpejskich podstawa tej narciarskiej „piramidy” jest bardzo szeroka i potencjalnie mamy z czego wybierać, choć narciarstwo jest w większości przypadków raczej formą rekreacji niż sportowym wyczynem. W Polsce wiele osób uprawiających ten sport nie ma podstaw szkoleniowych, trudno zatem porównywać się np. z Austrią gdzie każdy w zasięgu maksimum 2 – 3 godzin jazdy samochodem ma możliwość spróbowania jazdy na tyczkach na lodowcu. W mojej opinii ważne jest więc, aby jak najszersza grupa młodzieży mogła spróbować profesjonalnego narciarskiego szkolenia sportowego.
Na jakiego kalibru sukcesy na przestrzeni najbliższych kilku sezonów liczy Pan w narciarstwie alpejskim – najpopularniejszej w Polsce zimowej dyscyplinie sportu, uprawianej przez niemal 5 milionów Polaków?
W najbliższym sezonie spodziewam się dobrych wyników ze strony Agnieszki Gąsienicy – Daniel czy Aleksandry Kluś, Kasi Karasińskiej która trenuje indywidualnie z naszą pomocą, a także Karoliny Chrapek. Wśród panów dobrze rokuje też Maciej Bydliński, udało mu się zmieścić w 30-tce PŚ w superkombinacji. Jeżeli chodzi o wychowanków takiego programu jak TAURON Bachleda Ski, to tak jak wspomniałem trzeba poczekać jeszcze minimum 6 lat. Jednak jak pokazuje przykład Adama Małysza, trzeba wierzyć w sukces – kto by pomyślał 10 czy 12 lat temu, że nasz skoczek, a potem cała grupa, osiągną takie wyniki i będą się tak często pokazywali w czołówce. Na przestrzeni ostatniej dekady liczba zawodników w Mistrzostwach Polski w skokach wzrosła z zaledwie kilku do ponad 120 zawodników – to świadczy jak wielki sukces potrafi dodać skrzydeł dyscyplinie. Jeżeli taki program jak TAURON Bachleda Ski miałby szansę funkcjonować kilka lat, to jestem przekonany, że „wyskoczą” z niego utalentowani zawodnicy.
Sam był Pan trenerem jednego z największych sportowców w historii polskiego i światowego sportu – co poradziłby Pan jako mentor młodym zawodnikom, dopiero wchodzącym na drogę sportowej kariery?
Moja podstawowa rada to nie obawiać się marzeń. Marzeniom oczywiście trzeba pomagać, ale one się wtedy spełniają. Pamiętam jak Adam Małysz jeszcze przed swoimi wielkimi sukcesami w rozmowach wspominał często jak bardzo chciałby dostać się do najlepszej 10-tki, jak wielką radość sprawiłby tym swojej rodzinie, jak bardzo cieszyliby się znajomi zgromadzeni w słynnym pubie „U Bociana” oglądający skoki. Z takimi najprostszymi marzeniami zawodnik powinien codziennie zasypiać, pamiętając, że swoimi konkretnymi działaniami można takie marzenia przekuć w rzeczywistość. Nie należy się obawiać, że ktoś się będzie z naszych marzeń śmiał, to jest podstawowa siła jaka może napędzać sportowca do działania. Do tego oczywiście niezbędny jest też upór i konsekwencja w działaniu, a nawet „zachorowanie” na daną dyscyplinę – jednak te wszystkie czynniki połączone razem powodują, że marzenia zaczynają się spełniać i można dojść do najwyższych światowych osiągnięć.
***
Więcej informacji o programie TAURON Bachleda Ski na www.tauronbachledaski.pl oraz na www.facebook.com/TauronBachledaSki.
KOMENTARZE