Bieganie zawsze było sportem popularnym. Myślisz „sport” – mówisz „bieganie”. Wraz ze wzrostem popularności aktywnego trybu życia bieganie przestało być intuicyjnym klepaniem asfaltu w byle czym na nogach i grzbiecie. Pojawiły się grupy biegowe w miastach; jedni preferują urban outdoor, inni outdoor, jeszcze inni stadionową bieżnię, a co poniektórzy łączą te środowiska treningowe.
Oczywiście − wraz ze wzrostem popularności biegania i jego odmian pojawiło się dużo kolekcji odzieży biegowej i obuwia przystosowanych do różnych warunków, dopasowanych do rozmaitych estetyk i wyobrażeń na temat biegania.
Gros biegaczy zapewne biega z jakimkolwiek sprzętem, dbając tylko o buty; wielu jednak słusznie zaufało również technicznej odzieży biegowej po wielokrotnych doświadczeniach niewygód mokrej koszulki czy poddając się kryterium oceny ze strony współbiegaczy. To środowisko (jak każde) kreuje mody na konkretne materiały i stylistyki.
Wśród tych, którzy zdają sobie sprawę, że dobra odzież może pomóc w treningu, większość używa odzieży z tkanin syntetycznych, opierając swój wybór na następującym rozumowaniu: bawełna się nie sprawdza w bieganiu; bawełna jest naturalnym materiałem, a zatem naturalny materiał się nie sprawdzi.
Teza co do bawełny jest słuszna – choć materiał ten doskonale oddycha, równie doskonale absorbuje wilgoć i równie źle ją odprowadza. Jednak całe rozumowanie jest krzywdzące dla jednego bardzo ważnego naturalnego materiału.
Otóż rozumując w ten sposób, wykluczamy szeroką gamę ubrań z wełny merino dostępną u różnych marek w różnych krojach, kolorystykach i gramaturach materiału. W tym roku mieliśmy okazję biegać w zestawie z wełny merino nowozelandzkiej marki Icebreaker. Opis testowanych produktów znajduje się TUTAJ.
On
Na początku byłem sceptyczny, ale znając teoretyczne przewagi tkaniny z wełny merynosów, chciałem sprawdzić, jak przekładają się one na praktykę biegową. Przede wszystkim − tego rodzaju odzież leży niesamowicie komfortowo na skórze. Wygodę i odczucia podczas użytkowania można porównać z wysokiej jakości bawełną, jednak jest to tylko przybliżenie. Trzeba to po prostu poczuć. Włókna są delikatne i nie ma mowy o jakimkolwiek „gryzieniu”.
Warto wspomnieć o kolejnej swoistej cesze wełny: wnętrze włókna jest hydrofilowe, a zewnętrzna łuska − hydrofobowa, przez co włókno (za pomocą mikrokanalików) pobiera wilgoć z przestrzeni między ciałem a włóknem i spomiędzy włókien do wewnątrz, stabilizując mikroklimat i zwiększając pojemność cieplną włókna względem włókien syntetycznych. W tym samym czasie zewnętrzne warstwy włókien odpychają wodę na zewnątrz.
Dzięki temu podczas wiatru wyrażanie czuć, że koszulka się nie wychładza. Po solidnym podmuchu może wciąż jest mokra, ale na skórze owianej chłodnym wiatrem czujemy delikatne ciepło materiału. Nie jest to coś, co pozwoli nam nie zmarznąć, jeśli będzie bardzo zimno, ale efekt jest wyraźny na tyle, że nie sposób go nie zauważyć. Zwiększa wyraźnie zakres komfortu w warunkach, w których chłodna syntetyczna koszulka kleiłaby się do spoconej i raptownie schłodzonej skóry. Wrażenie, którego doświadczył każdy, a które w przypadku odzieży z wełny daje się wyeliminować.
Zapraszamy do lektury pozostałej części testu na portalu Outdoor Magazyn
KOMENTARZE