Kto nie zna namiotów Marabuta? W czerwcu upływa 25 lat od uszycia pierwszego namiotu tej marki. Używa już ich obecnie drugie pokolenie turystów górskich i podróżników. Namioty z charakterystycznym ptasim logiem na boku można spotkać w każdym zakątku globu, wszędzie tam, gdzie są podróżnicy i alpiniści z Polski… Zapraszamy do przeczytania wywiadu z jednym założycieli firmy Marabut – Karolem Rostworowskim.
Kamila Gruszka: W tym roku w Polsce obchodzimy hucznie 25-lecie pierwszych wolnych wyborów i symbolicznego upadku komunizmu w 1989 roku. W tym samym roku Marabut zaczął oficjalnie produkować pierwsze namioty, więc również świętuje swój jubileusz. Można powiedzieć, że prowadzona przez Pana firma jest jedną z najstarszych rodzimych firm z branży outdoor. I tak jak kiedyś „maluchy” w PRL-u zmotoryzowały Polskę, tak Marabut w latach 90. dostarczał Polakom całkowicie nowe technologiczne namioty, zupełnie inne od znanych wcześniej brezentowych budek.
Karol Rostworowski: Można tak powiedzieć. Pierwszy namiot powstał już w roku 1988, na zasadzie „Polak potrafi”. Wówczas wszystkiego brakowało, a co dopiero mówić o namiotach. Był to towar deficytowy. Coś takiego jak namiot „igloo” prawie w ogóle nie było znane. Pierwszy nasz model powstał na potrzeby własne i do głowy mi nie przyszło, że może być to początek działalności na większą skalę. Test pra przodek namiotu Marabuta przeszedł podczas wakacji w Bułgarii. Nie ukrywam, że wzbudził na kempingu sensację. Rzeczywiście, w porównaniu z ciężkimi brezentowymi modelami wyglądał jak UFO. To nasunęło myśl, aby z przygody zrobić biznes. Takie zresztą były początki wielu wówczas powstających firm.
Jak wyglądały zatem oficjalne początki biznesowe firmy Marabut?
Dzięki ministrowi Wilczkowi nastąpiła spora liberalizacja przepisów i założenie firmy nie było już działaniem na granicy prawa. Pierwsze namioty produkcyjne powstały już na sezon 1989. W te wakacje zatem mija 25 lat, jak je produkujemy i sprzedajemy. Natomiast aby je wyprodukować, musieliśmy zmierzyć się z całkowitym brakiem na polskim rynku właściwych materiałów do ich wykonania. I tak nasze początki to jakieś nędzne ortalioniki o niskiej wodoszczelności , toporne gumowane podłogi i pałąki ze słabej jakości włókna szklanego. Natomiast nasi klienci i tak byli zachwyceni, bo posiadali coś, czego inni nie mieli. Wiedzieliśmy jednak, że bez nowych technologii i właściwych materiałów zabawa ta zakończy się klapą. Dzięki całkowitemu przypadkowi (Internet wtedy jeszcze nie istniał) nawiązaliśmy kontakt z amerykańskim producentem rurek z włókna szklanego, a poprzez raczkującą koreańską Izbę Handlową w Warszawie z koreańskimi producentami tkanin i akcesoriów. I tak już w roku 1990 bazowaliśmy na właściwych materiałach i technologiach. Rynek polski wówczas ciągle był poza zasięgiem zglobalizowanej gospodarki i Marabut posiadał fantastyczną lukę rynkową do wypełnienia.
Jak ruszyła sprzedaż?
Ruszyła lawinowo. Pierwsza partia namiotów trafiła do sklepów w 1989 roku i zniknęła błyskawicznie, podobnie jak kolejne. Namioty sprzedawały się prawie same. W sezonie nasi odbiorcy niecierpliwie wyrywali jeszcze „ciepłe” namioty prosto z produkcji. Często spotykaliśmy się z próbami przekupstwa, aby dostawa odbyła się szybciej lub żeby otrzymać więcej towaru. Takie były czasy…
Pamiętam, że gdy byłam dzieckiem, namioty „igloo” na obozach harcerskich nazywaliśmy „marabutami”…
Tak właśnie było! Wtedy „Marabut” oznaczał nie tylko firmę, ale również produkt. Przez długi czas kolokwialnie nazywano jakikolwiek namiot igloo „marabutem”. Dla nas był to powód do dumy i świetny marketing. Byliśmy w Polsce pierwsi. Zadziałała zasada „marketingowego pierwszeństwa”, podobnie jak np. w przypadku „ksero”, nazwy pochodzącej od firmy Xerox.
Zdobywaliście rynek i serca polskich harcerzy i miłośników kempingowania. Firma dynamicznie zaczęła się rozwijać…
Tak. Zdobywaliśmy też nowe doświadczenia. Już wtedy odwiedzaliśmy targi outdoorowe we Friedrichshafen. Obecność na liczących się zagranicznych targach outdoorowych owocowała nowymi pomysłami, które potem wprowadzaliśmy do produkcji. Nasze namioty stawały się coraz lepsze. Staraliśmy się też poszukiwać optymalnych form dystrybucji. Sklep internetowy mieliśmy już w 2001 roku. Nie wiem czy nie był to pierwszy, a na pewno jeden z pierwszych sklepów on-line w polskiej branży outdoorowej. Od dwóch lat działa nowa wersja pod adresem www.namioty.marabut.com.
Kiedy firma zaczęła odczuwać dalekowschodnią konkurencję?
Pamiętam jak w połowie lat 90. na zagranicznych targach nasze produkty zaczęły być przedmiotem wnikliwych obserwacji milczących skośnookich panów. Ukryte fotografowanie i robienie odręcznych rysunków na początku mocno nas bawiło, ale jak nasze rozwiązania (opatentowane) zaczęły pojawiać się w chińskich namiotach z marketów sprawa stała się poważna. Parokrotnie natrafiliśmy nawet na przekopiowane fragmenty z naszych katalogów z namiotami umiejscowionymi w krajobrazie okolic Rybnej (miejscowość podkrakowska, gdzie produkowane są namioty Marabuta – przyp. red). Był to początek tego, co obecnie stało się rzeczywistością. Cały rynek namiotowy poza małymi wyjątkami jest zdominowany przez producentów dalekowschodnich. Zjawisko to jest bardzo niepokojące nie tylko z powodu eliminacji europejskich producentów, ale również poprzez wprowadzanie na nasze rynki wyrobów, których jakość po pierwszej próbie kempingowania zniechęca młodego człowieka do tej formy aktywności.
Jak więc radziliście sobie z konkurencją namiotów za „99 zł”?
Z namiotami z Dalekiego Wschodu sprzedawanymi w wielkich sklepach, czasem za mniej niż 100 zł, nasza oferta nie mogła wygrać. W drugiej połowie lat 90. postanowiliśmy zastosować strategie ucieczki do przodu, adresując swój produkt do bardzo wymagającego odbiorcy. Dobra jakość i stosunkowo niska cena sprawiły, że nasze namioty zaczął zabierać w Himalaje i Karakorum Andrzej Zawada. Dzisiaj to może wydawać się niesamowite, ale na zimowych wyprawach na Nanga Parbat w 1997 i 1998 roku używane były namioty Polinezja, dzisiaj raczej traktowane jako namioty typowo letnie. Z kolei pamiętna zimowa wyprawa na K2 Krzysztofa Wielickiego używała już przerobionych na warunki zimowe namiotów Gwinea. Tak zresztą powstał namiot K2 Expedition. Na zdjęciach z ekspedycji, publikowanych w branżowych czasopismach i w relacjach telewizyjnych, produkty Marabuta pojawiły się obok modeli renomowanych zachodnich i amerykańskich producentów. Do rzeszy turystów dotarł komunikat: skoro namiot Marabut sprawdza się w tak ekstremalnych warunkach jak himalajska zima, na polskie góry, w Alpy czy Kaukaz wystarczy w zupełności. Tym bardziej będzie pewny na letnim biwaku nad morzem czy na Mazurach. Rynek „zaawansowanych” turystów w Polsce nadal nie jest tak duży ,jak byśmy sobie tego życzyli, ale dzisiaj na pewno można stwierdzić, że dobrze ugruntowaliśmy swoją pozycje w tej niszy.
Podobno namioty Marabuta używane są też przez… hinduską armię?
Tak, to prawda, choć brzmi kuriozalnie, bo to jakby wozić drzewo do lasu i sprzedawać leśnikom. Swego czasu zrobiliśmy dostawę 1,2 tys. namiotów Poligon 2 do Indii – kraju, który zalewa świat takimi produktami… Podobno nasze namioty służą w wojsku na zapalnym pograniczu hindusko-pakistańskim. Hinduscy generałowie szukali produktów najwyższej jakości, co kojarzyło im się wyłącznie z europejskimi produktami. Tak trafili do nas, bo obecnie jesteśmy już jednym z ostatnich producentów szyjących namioty w Europie, a nie zlecającym produkcję w krajach Dalekiego Wschodu.
Co obecnie jest dla Pana najważniejsze w strategii firmy?
Stawiamy na jakość produktu. Temu poświęca się w firmie najwięcej uwagi. Każdy prototyp przechodzi testy w terenie – mamy swoją drużynę testerów, którzy zabierają nasze namioty w możliwie najbardziej wymagające miejsca. Czasami są używane po kilka miesięcy w podróży lub na najbardziej wymagających wyprawach górskich. Z tych testów wyciągamy wnioski i ciągle poprawiamy nasze modele. Staramy się też uświadamiać naszym odbiorcom, że namiot Marabut nie jest „jednorazowy”. Zanim użytkownik podejmie decyzję o zakupie nowego namiotu, może go naprawić w naszym serwisie. Trafiają do nas często namioty po kilkunastu latach intensywnego użytkowania. Ich właściciele są tak do nich przywiązani, że nie chcą nowych. Wpisuje się to poniekąd w antykonsumpcyjne kampanie widoczne już bardzo wyraźnie na zachodzie Europy i w USA, również w naszej branży. Na przykład amerykańska firma Patagonia w kampanii „Nie kupuj tej kurtki” namawia, żeby dłużej nosić ubrania, nawet jeśli są już zużyte. Promuje siebie poprzez produkowanie użytecznej i bardzo trwałej odzieży, tak by nie było konieczne kupowanie nowych rzeczy zbyt często. Pod tym względem jesteśmy trochę podobni do Patagonii.
Jakie cele stawia sobie obecnie firma?
Ciągle podążać za jakością i być tam, gdzie jest przygoda :). Swego czasu w naszym katalogu zwracaliśmy się do naszego użytkownika „Szanowny Poszukiwaczu Przygód”. I tak niech pozostanie: szanujemy naszych klientów i chcemy być tam, gdzie oni szukają przygód.
Życzę zatem wytrwałości i bardzo dziękuję za rozmowę.
Informacja prasowa marki Marabut
KOMENTARZE