HomeRynek outdoor

Przez pryzmat pandemii: o sprzedaży chwytotablic Witchholds rozmawiamy z Łukaszem Kudłą

Wydaje się, że w świadomości zbiorowej temat zagrożenia epidemią odchodzi powoli na drugi plan. Jesteśmy zmęczeni szumem informacyjnym związanym z doniesieniami pandemicznymi, zagrożenie zarażeniem traktujemy bardziej pobłażliwie, następuje wakacyjne rozluźnienie. Równocześnie docierają do nas doniesienia o drugiej fali pandemii w USA i zapowiedzi zaognienia sytuacji jesienią. Niezależnie od tego czy te scenariusze się sprawdzą, istnieje obawa, że ekonomiczne skutki pandemii odczujemy dopiero za jakiś czas. W 4outdoor Biznes trzymamy rękę na pulsie, rozmawiamy z przedstawicielami branży i opisujemy rozwój sytuacji z najróżniejszych punktów widzenie. Zapraszamy do rozmowy z polskim producentem chwytotablic dla wspinaczy, Łukaszem Kudłą z Witchholds.

Chwytotablica Witch (fot, Witchholds)

Michał Gurgul (4outdoor Biznes): W połowie marca ogłoszono w Polsce stan zagrożenia epidemicznego. Obok wielu poważnych konsekwencji kolejne ograniczenia utrudniały życie wspinaczom. Przez pewien czas nie można było jeździć w skały, ścianki wspinaczkowe i inne obiekty sportowe otworzyły się dopiero niedawno. Czy przez ten czas zauważyłeś wzrost zainteresowania Waszymi produktami, które umożliwiają trening w domu?

Łukasz Kudła (Witchholds): Zamknięcie obiektów sportowych, ograniczenia dotyczące swobodnego podróżowania i wejścia na teren lasów miały olbrzymi wpływ na trening wielu z nas. Akcja #zostańwdomu, #trenujwdomu i świadomość zagrożenia w naszym społeczeństwie spowodowała zdecydowany wzrost zainteresowania produktami Witchholds oraz pokazała, że wspinacze pomimo izolacji potrafią trenować w domu. Nasza sprzedaż w tym okresie była wyższa w porównaniu do analogicznych okresów w minionych latach.

Czy według Ciebie to nowe doświadczenie może spowodować, że część osób nie wróci na ścianki – przynajmniej do późnej jesieni? Z jednej strony u niektórych osób może pozostać obawa o zdrowie, z drugiej – zobaczyliśmy, że w domu da się trenować, trochę się do tego przyzwyczailiśmy.

Prowadząc zajęcia wspinaczkowe na gliwickiej Chwyciarni widzę, że liczba trenujących po otwarciu ścian jest zdecydowanie mniejsza. Pewnie jest to spowodowane tym, że pogoda sprzyja wyjazdom na Jurę czy w inne rejony wspinaczkowe, a trening domowy w zupełności wystarczy na doładowanie przed weekendowymi wyjazdami. Na ten moment trudno jest mi określić, kiedy wszyscy wspinacze wrócą do normalnego, regularnego treningu na ścianach wspinaczkowych – na jesień, czy może jeszcze później?

Produkty Witchholds nie stanowią alternatywy dla ścianek i boulderowni, a raczej sposób na uzupełnienie treningu. Abstrahując od pandemii – czy w Polsce przybywa osób trenujących na tyle poważnie, że chcą montować w domu chwytotablicę lub zabierać na wyjazd rodzinny podwieszaną listwę do ćwiczeń? Czy to znajduje odzwierciedlenie w sprzedaży?

Potwierdzam, produkty Witchholds nie są alternatywą, a są uzupełnieniem ścianek czy boulderowni. Zakładam i widzę to po sobie, że chęć montażu chwytotablicy w domu jest spowodowana ograniczeniem czasowym na trening oraz aspektami ekonomicznymi. Trening na chwyto, możemy zrobić w wolnej chwili w domowym zaciszu, o dowolnej porze dnia czy nocy. Nie wszyscy wspinacze mają czas, aby specjalnie jechać na ścianę i robić tylko trening specjalistyczny, który można zrobić w domu. Odpowiadając na pytanie, śmiało mogę potwierdzić, że wspinaczka w Polsce staje się coraz bardziej popularna. Wielu wspinaczy zgłębia tajniki treningu i uzupełnia go o trening na chwyto oraz zabiera mobilne listwy w skały czy właśnie na rodzinne wyjazdy niewspinaczkowe, aby doładować przed swoim projektem. Świadomość i zaufanie do marki Witchholds stale rośnie, co pozytywnie przekładani się na sprzedaż.

Łukasz Kudła podczas treningu na chwytotablicy (fot. Witchholds)

To jednak nisza i wąska specjalizacja. Czy w Polsce da się żyć z takiego interesu?

Produkcja długowiecznego sprzętu wspinaczkowego to faktycznie wąska specjalizacja. Można powiedzieć, że chwyto są niezużywalne. Na ten moment niestety wyżyć z tego interesu się nie da.

Dla rodzimych producentów z naszej branży często naturalną drogą jest otworzenie się na rynki zagraniczne. Jak jest w Waszym przypadku? Czy po pandemii tego typu działania są/będą utrudnione?

Konkurencja na rynkach zagranicznych jest olbrzymia, choć po troszku udaje nam się zdobywać małe kawałeczki tego tortu. Jak już pisałem wcześniej, świadomość i zaufanie do Witchholds rośnie również na rynkach europejskich. Z mojej perspektywy otwarcie na nowe rynki po pandemii może być łatwiejsze, ponieważ zagraniczni dystrybutorzy potrzebują nowych produktów dla sowich klientów.

Fullcap Witchholds (fot. Witchholds)

Dziękujemy za rozmowę i przy okazji przypominamy krótki film o produkcji chwytotablic:

KOMENTARZE

WORDPRESS: 0