W porównaniu do krajów alpejskich lub skandynawskich polska branża outdoor ma stosunkowo niedługą historię. Jeśli jednak chcielibyśmy prześledzić jej korzenie, z pewnością natrafimy na postać Janusza Nabrdalika i markę, którą powołał do życia – Lhotse. Niewykluczone, że niektórzy z nas zaczęli swoją przygodę ze wspinaniem w uprzężach z charakterystycznym, geometrycznym wzorem, inni Lhotse kojarzą z zawsze miłymi kontaktami handlowymi. Tym bardziej cieszy nas to, że po krótkiej przerwie ten polski producent sprzętu wspinaczkowego wraca do gry. O wznowieniu działalności rozmawiamy z dyrektorem generalnym i współwłaścicielem Lhotse, Bartoszem Andrzejewskim.
Michał Gurgul (4outdoor.pl): Kiedy nastąpi oficjalny start?
Bartosz Andrzejewski: Można przyjąć, że działalność naszej firmy została wznowiona już na początku marca bieżącego roku. Pierwszych kilka miesięcy pochłonęły procesy organizacyjne: analizowaliśmy różne warianty związane z powrotem marki na rynek i poszukiwaliśmy odpowiedniego lokalu. Sprzedaż najprawdopodobniej uda nam się rozpocząć nawet szybciej niż zakładaliśmy, bo już na przełomie sierpnia i września.
Gdzie znajduje się teraz Wasza fabryka?
Produkujemy nadal w Sosnowcu, co bardzo nas cieszy ze względu na historię marki i oczywiście pochodzenie jej założyciela, Janusza Nabrdalika, który był rodowitym Zagłębiakiem.
Z jakimi produktami powrócicie na rynek w pierwszej kolejności?
Póki co wznawiamy produkcję asortymentu znanego z dotychczasowej oferty marki. Jesteśmy w trakcie odtwarzania wzorów, wprowadzamy też pierwsze zmiany w niektórych produktach. Będą to zmiany zarówno kosmetyczne, jak i bardziej poważne, ale z jednoczesną dbałością o zachowanie jakości materiałów i samego procesu produkcji.
Wasz „powrót do gry” nałożył się w czasie z pandemią. Jak to wpłynęło na Waszą pracę?
Nie da się ukryć, że cała sytuacja związana z pandemią w pewnym stopniu wpłynęła na realizację naszych planów. Ale z pewnością nie było to powodem do zatrzymania, czy jakiegokolwiek spowolnienia działań. Wraz z Arturem Podgórskim, współwłaścicielem marki robiliśmy swoje. Przygotowaliśmy strefę produkcyjną i magazynową, planowaliśmy logistykę, omawialiśmy strategię związaną z przygotowaniem szwalni oraz zamawianiem materiałów i dziś możemy śmiało stwierdzić, że paradoksalnie był to dla nas owocny i produktywny okres. Z pewnością pandemia spowolniła w mniejszym bądź w większym stopniu czas realizacji niektórych naszych działań, ale nawet przez chwilę nie przeszło nam przez myśl, by poddać się na którymkolwiek z frontów. Od początku pomaga nam też bardzo pozytywna energia, płynąca ze strony środowiska wspinaczkowego i sympatyków marki – to dodatkowo motywuje nas do ciężkiej pracy.
W jaki sposób będzie można składać zamówienia? Czy macie już partnerów handlowych, którzy potwierdzili chęć współpracy, a może złożyli już zamówienia?
Chętnych do zamawiania produktów oczywiście nie brakuje. Od ogłoszenia reaktywacji, nie ma praktycznie dnia, by ktoś nie pisał do nas w sprawie zamówień, czy różnego rodzaju wariantów współpracy. Oczywiście kluczowy będzie moment, w którym nasz asortyment oficjalnie pojawi się w ofercie i rozpoczniemy proces realizacji zamówień. Jestem jednak pewien, że produkty Lhotse wrócą na półki sklepów outdoorowych w Polsce. Pracujemy również nad sprzedażą internetową.
Masz na myśli własną platformę B2C?
Tylko sport czy również przemysł? Wiem, że wywodzicie się ze sportu, ale rynek prac wysokościowych w Polsce zawsze wydawał się być bogatszy, a część sprzętu (np. taśmy) trafiała do odbiorców przemysłowych. Czy swoją ofertę kierujecie również do „profesjonalistów”?
Myślę, że w dzisiejszej, dość specyficznej rzeczywistości, błędem byłoby ograniczenie się do wyłącznie jednego nurtu. Sport będzie oczywiście w dalszym ciągu zajmował bardzo ważną pozycję w naszej działalności. Chcemy jednak ruszyć w kilku nowych kierunkach. Przemysł? Mamy sporo argumentów, by również w tej przestrzeni niebawem zaistnieć. Ale do każdego planu podchodzimy analitycznie – w wielu przypadkach pośpiech i działanie po omacku nie są wskazane.
Czy zakładacie sprzedaż również zagranicą? Gdzie z Waszej perspektywy znajduje się największy potencjał sprzedażowy?
Założyciel marki, Janusz Nabradalik, już wiele lat temu udowodnił, że produkowany w Polsce produkt, może stać się obiektem pożądania na rynkach zagranicznych. „Nabrdał” doskonale zdawał sobie sprawę, że jakość zawsze się obroni. Nie bez powodu marka kojarzyła się od samego początku z solidnym wykonaniem i wytrzymałością materiałów wykorzystywanych do produkcji. Może zabrzmi to banalnie, ale naszych odbiorców zapewne znajdziemy tam, gdzie pojawi się zapotrzebowanie na produkty z naszej oferty. Nasza głowa w tym, by do tych właśnie odbiorców umiejętnie i sukcesywnie docierać.
Wasza produkcja opierała się w przeszłości (oczywiście częściowo) na współpracy z podwykonawcami, wy również wykonywaliście pracę dla innych marek (mam na myśli klamry, elementy stalowe vs. szycie taśm, lonży, uprzęży). To były prawdopodobnie zlecenia hurtowe, stanowiące sporą część obrotu. Czy te kontakty udało się zachować?
Przerwa w działalności marki była – na szczęście dla nas – dosyć krótka. Bardzo szybko udało nam się odnowić większość kontaktów. Niektórzy dostawcy nawet nie zdążyli zauważyć, że wystąpiła jakakolwiek przerwa. Oczywiście jest określona grupa produktów, jak chociażby wspomniane klamry, które wykonują dla nas podwykonawcy. Trudno byłoby nam się na chwilę obecną zająć tym samodzielnie. Jednak ten etap produkcji również odbywa się pod naszą kontrolą, realizowaną już na etapie doboru surowca.
Produkty – co nowego znajdziemy w ofercie Lhotse? Jakie kategorie są dla Was najważniejsze, czym będziecie starać się zachęcić klientów – szczególnie nowych, bo dawni klienci prawdopodobnie wrócą z sentymentu do marki.
Sentyment do marki to jedno, a pozyskiwanie klientów i zaciekawienie rynku naszą ofertą, to drugie. W ofercie Lhotse, na starcie znajdą się znane dotychczas produkty, które sukcesywnie będą trafiały do produkcji i sprzedaży. Mamy oczywiście głowy pełne pomysłów i planów. W przyszłym roku chcemy też uczcić „hucznie” 30-lecie marki. Tutaj z pewnością trafimy w wątek sentymentalny, należy jednak pamiętać o tym, jak dynamiczny jest współczesny rynek. Dlatego mamy też sporo planów związanych z modernizacją asortymentu oraz wprowadzaniem do sprzedaży produktów skierowanych do turystów. Jest kilka luk, które postaramy się wypełnić.
Otwarcie na nowego klienta – turystę – to odważny krok. A już sama produkcja sprzętu wspinaczkowego jest dość skomplikowana. I tu moje kolejne pytanie – dlaczego Czesi mogą, a my nie? Czyli dlaczego w Polsce jest tak trudno produkować i sprzedawać sprzęt wspinaczkowy?
Może dlatego, że produkcja atestowanego sprzętu wspinaczkowego to bardzo trudny i nadzwyczajnie odpowiedzialny proces. Nim ruszyliśmy z własną szwalnią, rozważaliśmy kilka innych wariantów działania. Jednak rynek i panujące na nim realia bardzo szybko zweryfikowały nasze plany. W pewnym momencie zdaliśmy sobie sprawę z faktu, że jedynym logicznym i pewnym rozwiązaniem, jest powrót do korzeni. Dopiero wokół sprawdzonego trzonu możemy poszukiwać nowych możliwości. Czechom jest z pewnością łatwiej ze względu na ich pozycję w świecie outdooru, na którą pracowali przez lata. Nie uważam jednak, że Polacy pozostają bez szans. Wystarczy pojechać na ISPO do Monachium, by przekonać się, że ciągle pojawiają się w Polsce marki, które ukazują duży potencjał drzemiący w producentach z kraju nad Wisłą.
Jak w jednym zdaniu opisałbyś markę i produkty Lhotse – dzisiaj, po pandemii i po reaktywacji ?
Nadal tak samo: „Lhotse – szczyt jakości!”. To hasło, które od zawsze kojarzyło się z marką i co ważne, nigdy nie było przekłamane. Zależy nam, by w dalszym ciągu Lhotse kojarzyło się z najwyższą jakością produktów i używanych do ich wytwarzania materiałów. Janusz Nabrdalik stworzył osprzęt wspinaczkowy, któremu zaufała ogromna rzesza ludzi gór. Dla nas, jako kontynuatorów marki, oczywistym jest, że nie możemy zawieść tego zaufania. Produkty marki skierowane są zarówno do mniej, jak i bardziej zaawansowanych adeptów wspinaczki, ale chcemy stawiać kolejne kroki, zachęcić nowe grupy odbiorców.
Moje ostatnie pytanie: czy na uprzęże wrócą charakterystyczne dla Lhotse, geometryczne wzory?
Z pewnością będziemy nawiązywać do tego, co użytkownikom naszych produktów kojarzyło się z produktami Lhotse. Ale przed nami także sporo zmian, którymi chcemy pozytywnie zaskakiwać. Bardzo zależy nam na zachęcaniu do zakupu naszych produktów coraz większej ilości miłośników wspinaczki i turystyki górskiej. Nieustannie obserwujemy rynek, uczymy się, poszukujemy nowych rozwiązań, słuchamy osób doświadczonych na różnych płaszczyznach górskiej działalności. Rozmawiamy też jak najwięcej z użytkownikami asortymentu Lhotse, bo każda opinia klientów jest dla nas bardzo ważna. W moim odczuciu, tylko w ten sposób można torować drogę do jakiegokolwiek sukcesu, bez względu na to, w jakiej branży działamy.
Dziękujemy za rozmowę i życzymy powodzenia na tej nowej – jakby nie było – drodze rozwoju marki, która już zdążyła odegrać istotną rolę w historii wspinania i rynku outdoorowego w Polsce.
KOMENTARZE
Świetna wiadomość !!!
Powodzenia Panowie.
Czekamy na ofertę.
Świetna wiadomość. Miałem cztery uprzęże od Janusza. To były bardzo dobre produkty. Marka zasługuje na istnienie. I to prawda – Janusz serwisował sprzęt. Naprawiałem uprząż, przeszywałem pętle w mechanikach. Nikt inny tego w Polsce nie robił.